Co sobie schudnę, to sobie przytyję. Szło bardzo dobrze do czasu Ptasiego Mleczka, pizzy i chipsów. Standardowo jak zawalam dietę to i ćwiczenia. W drugą stronę to też oczywiście działa. Jedyne co utrzymałam, to poranne spacery codzienne. Powoli wracam na dobre tory, chociaż dziś nie liczyłam kcal. Za to zrobiłam 14tys kroków i godzinę basenu.
Śniadanie - sałatka z tofu (jajecznica i sałatka z prawej są mojego męża)
Lunch - kanapki z guacamole i wege bekonem
Obiad - pierogi ze szpinakiem i cebulą
Kolacja - zupa, kanapki z hummusem
Za dużo węgli 🤐😕
Zdjęcia z poprzednich dni (jak już zrobiłam, to wrzucę)
Jutro wracam z 75hard challenge, tylko zaczynam od początku 😑
Dzień zaliczony pomyślnie, wpadł 45min spacer i 45 jazda na rowerku. Odczuwam zmęczenie dietowe, tym bardziej, że jadłam ostatnio mniej niż powinnam.
Śniadanie - curry z chlebem
Lunch - makaron orzechowy (z wczoraj)
Obiad - makaron paprykowy (z wczoraj)
Kolacja - kanapki z pastą z fasoli
Zaczęłam luźno, bez spiny 75hard challenge. Trzeba robić 2x 45min ćwiczenia, jednym może być spacer ale musi być na świeżym powietrzu. Do tego czytanie książki przez 10min, zrobienie sobie zdjęcia i wypicie wody (postanowiłam 2l, bo 3.5l oryginalnie to strasznie dużo jak dla mnie).
Moje doświadczenie z gotowymi dietami jest takie, że żadnej nie utrzymam. Nie ma takiej mocy, która zmusiłaby mnie do zjedzenia czegoś, co mi nie smakuje (pomijając ekstremalne warunki). Zazdroszczę ludziom, którym smakują proste potrawy. A już abstrakcją dla mnie jest, jak ktoś je np. polski obiad - ziemniaki, surówka i mięso osobno 😬🙀. Jestem smakoszem. Jedzenie musi być dobrze przyprawione, bogate w różne smaki i piękne, bo wiadomo, że wtedy smakuje lepiej ☺️😎
Ostatnio dieta mi idzie, bo wróciłam do makaronu konjac. To właśnie te 300kcal zaoszczędzone dziennie pomaga mi nie wpaść w kompulsy. Nie jem go dużo, ok pół paczki dziennie. Organizm dobrze toleruje. Kiedyś ten makaron był gumowaty i śmierdzący szarym mydłem. Teraz kupiłam inną markę i tekstura a także smak przypomina makaron ryżowy. Dla mnie sztos! Tak to ja mogę dietować, do tego trzyma cukier w ryzach (błonnik + mniej węgli w posiłku). 💪🏻🥰
Przygotowałam obiad i kolację na pon-śr, noodle na zimno bibim guksu i liang mian. Jest z tego 6 porcji, po 3 każdego smaku i są w nim 2 paczki makaronu konjac, 250g makaronu ryżowego, 2 kostki tofu i noodle z marchewki i cukinii.
Bibim guksu to pikantno-paprykowo-czosnkowy makaron.
A liang mian to makaron czosnkowo-orzechowo-sezamowy.
Normalnie żyć żreć nie umierać 😂😂.
Dziś się wyspałam i czuję dużo lepiej niż wczoraj. Poszłam rano popływać, a tak mi się nie chciało...Głos wewnętrzny mi mówił "Pójdziesz wieczorem, będzie mniej ludzi" (wieczorem nie chce mi się jeszcze bardziej, więc znając siebie bym nie poszła) a jak już byłam w basenie to szeptał "A odpocznij sobie, pół godzinki pływania wystarczy" 😂😂 Głosie, spadaj na drzewo! 🤬😂😂 Czasami mam wrażenie, że mój głos wewnętrzny, to taki fetyszysta puszystych kobiet, wszystko tylko nie dieta i ćwiczenia 🤭🤪
Od razu mi się przypomina skecz Rickiego Gervaisa i jego "everything but jogging" (Wrażliwi na punkcie śmiania się z wagi Vitalijki i Vitalianie nie oglądajcie! Ja tam lubię Rickiego ale mam duży dystans do siebie) .
A poza tym, mam już godzinę basenu zaliczoną i 10tys kroków.
Na śniadanie wpadła jajecznica, kromka z pastą z fasoli i zasmażane buraczane kimchi 😈
Później kawa orzechowa i jogurt z truskawkami.
Kolacja - ziemniaczki, kimchi buraczane i panierowane tofu.
Dzisiaj świetnie jeśli chodzi o dietę i ćwiczenia, chociaż się strasznie nie wyspałam i boli mnie wszystko. Zaliczyłam dziś godzinę basenu i ponad 10tys kroków. Nie rzuciłam się na jedzenie (jak to bywało w weekendy), zjadłam trochę chipsów od mojego faceta i nawet nie miałam ochoty napchać się pod korek.